środa, 5 lutego 2014

Troszkę za nami ale przed nami jeszcze więcej.

Jak zwykle przyjazd z Warszawy niesie wiele wyzwań.
16 stycznia wyjechaliśmy z mamą, Gabą i babcią Jadzią do Warszawy i zatrzymaliśmy się u wujka Radka i cioci Asi. Bez nich było by nam ciężko pokonać to co zawsze nas w tej Warszawie czeka.
Gabrysia zaczęła ferie i dlatego tym razem zabraliśmy ją ze sobą żeby mogła pobawić się z Amelką i podciągnąć się z angielskiego i innych przedmiotów. Nie ma to jak mieć super wujostwo.
Ja 19 stycznia w niedzielę rano razem z mamusią i babcią stawiłam się na izbie przyjęć w CZD w Warszawie. Zostałam przyjęta na oddział gastroenterologiczny. Przebadano mnie z każdej strony i znów schudłam. Pobrano mi krew na badania i czekałyśmy z mamusią do poniedziałku. A w poniedziałek miałam być na czczo i 0 7,30 założono mi ph-metrię. Sama rurka w nosie mnie nie interesowała ani te kabelki wiszące z boku , tylko sam moment założenia był strasznie nieprzyjemny i bardzo się wyrywałam i płakałam.
Cały dzień dzielnie znosiłam tą rurkę ,tylko wieczorem byłam marudna. Wtedy mamusia wsadziła mnie do wózka i spacerowałyśmy i spacerowałyśmy i spacerowałyśmy. Aż mamie wyszło 10km tyle co robi jak wieczorem wymyka się na kijki :)
A tak wyglądałam z rureczkami



Jak widzicie nie było tak źle. A zaraz po ściągnięciu czyli 24h później wyglądałam tak


bystry obserwator zauważy że w szpitalu muszę mieć poduszki podtrzymuszki.Czyli poduszki które mnie podtrzymują i nie pozwalają mi się przewrócić gdy siedzę. A obowiązkowo muszę mieć coś z tyłu bo po prostu bezwładnie lecę. Ale do przodu już nie lecę tylko podnoszę zabawki które leżą przede mną.
Natomiast we wtorek w dniu wypisu zrobiłam coś nie spodziewanego. Pierw mama wyciągnęła jedną poduszkę za chwilę drugą a w już po powrocie do domu było coś takiego

została tylko poduszka z tyłu :)
Ale że nas tak długo nie było to teraz musimy się więcej chwalić. Ciocia w szpitalu poczęstowała mnie chrupkiem. Oczywiście ja takich rzeczy nie jadam bo mnie to nie interesowało. Okazuje się że tak było kiedyś, a teraz to wyglądało tak



no i zjadłam całego. Z drugim nie poszło już wcale.
No i już nie pójdzie bo od 28.01 2014 roku jestem już na diecie ketogennej. Oznacza to dla mnie ogromne zmiany. Za nami pierwszy tydzień i wszyscy są wykończeni. Dwa dni przed rozpoczęciem przyplątało mi się wirusowe zapalenie gardła co spowodowało że ciężej mi się przestawić na dietę. Jestem marudna, mam więcej ataków i jestem nieobecna. Nie chcę jeść co jest niedobre bo na diecie posiłki są jak tabletki odważone co do grama i podawane o określonej porze. Zdarzyło się że nie przyjęłam posiłku a zarazem ukrytych w nim leków co powoduje powrót stanu padaczkowego. Niestety nie pojedynczego napadu a stanu padaczkowego. Jestem zmęczona tym stanem i ciągle śpię lub jęczę. Znów nie bawię się zabawkami, nie siedzę . Taki stan może trwać dłuugo zanim organizm nie przyzwyczai się do innego żywienia.. Cała nadzieja że moi bliscy ze mną wytrzymają. Przed nami długa droga i jak okazuje się wcale nie łatwa. Ale wiemy że u innych ta dieta daje rewelacyjne skutki więc warto ten trudny czas przetrwać.
A moje ulubione potrawy na diecie to koktajl mleczny z bananami  i rosołek drobiowy z kaszką manną. Jak na razie to dwa dania które toleruję w mojej buzi. Nie powiem co zrobiłam jak mi mama ugotowała zupkę z rybką lub brokułami. Nie chcecie wiedzieć. Sprawy jej nie ułatwiam.
 A tak wygląda przygotowanie posiłku. Niezbędne to : waga, garnek do gotowania na parze. Moje pierwsze 2 posiłki. A składa się to z kurczaczka, marchewki, ziemniaczka, kaszy manny, olej rzepakowy i masło.
Po wyjściu ze szpitala 21 stycznia czekaliśmy u cioci i wujka do 28.I na rozpoczęcie diety. Potem przez cały tydzień( bez soboty i niedzieli) jeździłam codziennie do CZD gdzie panie w laboratorium musiały mnie kuć i pobierać moją krew do badania. Łatwo nie było bo mimo pojenia moja krew jest tak gęsta że zastyga w igle. Efektem pobytu w Warszawie są pokłute rączki i nóżki. Ale tak trzeba było żeby wiedzieć jak mój organizm reaguje na dietę. Nie jest to takie łatwe jak się wydaje.
Wróciliśmy wczoraj popołudniu. Teraz stosujemy się do zaleceń i czekamy na przebudzenie Emilki. Kolejna wizyta w Warszawie już za dwa tygodnie i pewnie kolejny etap wprowadzania diety.

Na koniec dzisiejszego wpisu proszę abyście pamiętali o mnie rozliczając się z urzędem skarbowym. Przekażcie mi swój 1 %. Informacje znajdziecie w zakładce u góry lub pamiętajcie dwie najważniejsze sprawy :
nr.KRS 0000037904  w rubryce cel szczegółowy 18943 Galek Emilia
proszę też o zaznaczenie pola "wyrażam zgodę".


2 komentarze:

  1. Już pisałam to mnóstwo razy, ale.... Emilka jest PRZEŚLICZNA:):):)!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękujemy :) Rośnie nam panienka :)

    OdpowiedzUsuń